🇵🇱->🇬🇧 Go to english version of this post / Przejdź do angielskiej wersji tego wpisu
Z szukaniem domu (lub mieszkania) i zaciąganiem kredytu hipotecznego na jego zakup jest trochę jak z paradoksem kury i jajka. Bez złożenia do banku wniosku o przyznanie kredytu i przeprowadzenia przez tenże bank analizy Twojej sytuacji finansowej tak naprawdę nie wiadomo jakiej wielkości kwotę można otrzymać, a co za tym idzie na jaki dom można sobie pozwolić. Z drugiej strony nie można złożyć takiego wniosku bez posiadania już wybranej konkretnej nieruchomości i podpisanej co najmniej umowy rezerwacyjnej ze sprzedawcą (np. deweloperem). We wpisach dotyczących domu chcę zachować choć względną chronologię moich działań, tj. pisać w takiej kolejności, w której zajmowałem się poszczególnymi etapami tego procesu. W tym przypadku mocno zastanawiałem się czy najpierw napisać wpis o kredycie hipotecznym czy też może zacząć od takiego, który traktowałby o tym jak szukałem domu na rynku. Jak widzisz, drogi Czytelniku, postawiłem jednak na opisanie w pierwszej kolejności tematu kredytu. Przekonał mnie do tego fakt, że zanim zacząłem jakiekolwiek poszukiwania wymarzonej nieruchomości najpierw odwiedziłem doradcę kredytowego. Co mi to dało na tym etapie? Po pierwsze skonfrontowałem z nim wiedzę na temat programu BK2 zdobytą do tej pory na własną rękę (głównie z Internetu), a po drugie umożliwiło mi to określenie mojej przybliżonej zdolności kredytowej. Inna sprawa, że wyliczona w ten sposób zdolność rozjechała się finalnie z tym co wyliczył dla mnie bank, ale o tym później. Grunt, że dało mi to choć ogólne pojęcie na co mogę sobie pozwolić.
Doradca kredytowy
Z reguły jestem zosią samosią, czyli lubię sam radzić sobie z różnymi tematami. Przeważnie tracę na tym sporo czasu, bo zgłębiam badaną tematykę aż uznam, że moja wiedza w tym zakresie jest naprawdę obszerna. Finał zazwyczaj jest taki, że wychodzę na tym dobrze, ale też tracę na to cenny czas, w którym mógłbym robić coś zupełnie innego i niewykluczone, że bardziej przydatnego. Jednakże w tym przypadku nie mogłem sobie pozwolić na postawę zosi, bo tak jak wspomniałem we wpisie o programie BK2 dowiedziałem się o jego istnieniu dość późno i musiałem działać pod presją czasu, żeby to dofinansowanie nie przeszło mi koło nosa. Uznałem, że nie obejdzie się bez pomocy eksperta, który wszystko mi wyjaśni i przeprowadzi przez cały proces jak za rączkę. Takim ekspertem w zakresie kredytów hipotecznych jest doradca kredytowy. Na rynku jest mnóstwo usług tego typu i zamiast czytać opinii postawiłem po prostu na człowieka, który w jednym z odcinków podcastu, którego słucham, był ekspertem odpowiadającym na pytania związane właśnie z programem BK2. Poprzez autora podcastu skontaktowałem się z nim i okazało się, że o ile niestety świadczy on usługi jedynie w innym mieście to ma w swojej grupie doradcę lokalnego z mojego miasta. Wymiana informacji kontaktowych, szybki telefon i umówiliśmy się na spotkanie.
Co zrobi dla nas doradca kredytowy? Po pierwsze ma swoje narzędzia, które w uproszczony sposób pozwolą wyliczyć przybliżoną zdolność kredytową. Użyłem określenia uproszczony, bo nie potrzebuje on do tego bardzo szczegółowych danych, a jedynie informacje o zarobkach i ogólnej sytuacji finansowej. Co ciekawe to narzędzie jest spięte jednocześnie ze wszystkimi największymi bankami, więc cały proces jest zoptymalizowany do maksimum. Na podstawie tej wstępnej analizy doradca przedstawia konkretne i odpowiednio odfiltrowane oferty dla poszczególnych banków. Co ciekawe w momencie, gdy przechodziłem ten proces to w programie BK2 brały udział tylko trzy banki – Bank Polskiej Spółdzielczości, PKO BP i Pekao SA. Na dniach miał dołączyć mBank, ale od początku zapowiadane było, że nie powali ofertą (wysoka marża i oprocentowanie), oraz Santander, który okazał się mieć… (uwaga spoiler alert) najlepszą ofertę, a przynajmniej w mojej ocenie.
Drugą zaletą posiadania doradcy kredytowego jest to, że zajmuje się on kompletowaniem absolutnie wszystkich papierów, które są potrzebne w procesie kredytowym, wliczając w to kontakt z biurem nieruchomości lub biurem dewelopera w celu wyciągnięcia od nich tego co należy. Samego etapu składania wniosku do banku nie wyobrażam sobie ogarnąć samemu, bo jest to tona papierów, które najpierw należy wypełnić odpowiednimi danymi, później podpisać w wyznaczonych miejscach, a na koniec dołożyć do tego niezbędne załączniki. Do tego praktyka jest taka, że wnioski składa się do trzech banków, więc całej papierologii jest trzy razy tyle. Dlaczego akurat do trzech? Bo zawsze jeden bank jest najlepszy, ale w zasadzie nigdy nie ma pewności czy z niewiadomych przyczyn nie zdecyduje odrzucić akurat naszego wniosku. Drugi bank to przeważnie taki, którego oferta jest najmniej atrakcyjna, ale jest większa pewność, że nam nie odmówi. A trzeci to taka wypośrodkowana opcja, która w razie czego jest dodatkowym kołem ratunkowym. Podobno banki źle patrzą na osoby, które składają wnioski do więcej niż trzech banków i może to wpłynąć na to, że chcąc się dodatkowo zabezpieczyć, nie dostaniemy kredytu wcale.
Wyszedł mi z tego wpis promujący profesję doradcy kredytowego, a nie zamierzam nawet polecać publicznie żadnego z nich. Jednakże jakby ktoś potrzebował sprawdzonej opcji to zapraszam do kontaktu mailowego. Jeżeli będzie taka potrzeba to podzielę się numerem do mojego doradcy lub grupy, dla której pracuje.
Optymalizacja zdolności kredytowej
Dobry doradca kredytowy pewnie i tak to wszystko wyłoży podczas pierwszego spotkania, jednakże proces przygotowania się do wzięcia kredytu dobrze jest zacząć jeszcze na długo przed tym jak się do niego wybierzemy. Chodzi o to, że powodzenie całego procesu zależy nie tylko od tego jaka jest nasza aktualna sytuacja finansowa (choć na pewno jest to najważniejsze), ale również od tego jaką mamy historię kredytową, czyli to czy mieliśmy kiedykolwiek jakieś zobowiązania kredytowe (lub pochodne) oraz jak je spłacaliśmy (głównie chodzi o terminowość). Nie ma na to jednego zestawu reguł, ale mówi się, że lepiej jest nie mieć w ogóle żadnej historii kredytowej niż mieć taką, w której mieliśmy zadłużenie i nie spłacaliśmy go na czas. Wydaje mi się, że niedobrym jest też posiadanie wielu kredytów, nawet takich zamkniętych i spłacanych terminowo, bo może to pokazywać, że jesteśmy rozrzutni i lubimy wydawać więcej niż aktualnie mamy, a banki lubią sobie popatrzeć na takie rzeczy. Pokaż mi swoją historię kredytową, a powiem Ci jakim jesteś człowiekiem. Taka parafraza znanego powiedzenia (czy też może przysłowia?) wydaje się trafna. Praca nad swoją historią kredytową to zadanie długoterminowe. Oczywiście nie traktujcie wszystkiego co napisałem powyżej jako pewnik. Wszystko co napisałem powyżej to w połowie rzeczy, które przeczytałem w Internecie (głównie portale finansowe i podcasty) lub usłyszałem od ekspertów/doradców, a w drugiej połowie moje domysły.
A co trzeba zrobić tuż przed samym ubieganiem się o kredyt? Pierwszą rzeczą jest uregulowanie wszystkich swoich aktualnych zobowiązań. Tak, konieczne jest spłacenie wszystkich kredytów, nawet tych zero procent. Do tego zamykamy wszystkie karty kredytowe, jeżeli oczywiście takowe posiadamy. W pierwszej kolejności konieczne jest uregulowanie ewentualnego zadłużenia na nich wygenerowanego, a następnie złożenie wniosku o likwidację. Problem w tym, że w niektórych bankach trwa to nawet 3 miesiące… Do tego przygotujmy się na to, że bank będzie robił wszystko, aby nam to utrudnić. Założyć nową kartę jest prosto, ale w drugą stronę to niestety tak nie działa. Jeżeli nie mamy czasu na czekanie do czasu zamknięcia karty i musimy ruszać z kredytem już teraz to dobrą praktyką jest złożenie dyspozycji zmniejszenia do minimum limitu kredytowego (kwota jest zależna od regulaminu danego banku). Efekt tego działania nie jest równoważny z całkowitym zamknięciem karty, ale trwa przeważnie krócej i gdy nie ma czasu to na pewno jest lepsze niż nie zrobienie niczego. W przypadku, gdy masz działalność gospodarczą to nie możemy zalegać np. w ZUS. Na tej części nie znam się zbyt wiele, więc powiem tylko tyle.
Do tego wszystkiego polecam jeszcze skorzystać z usługi Raport BIK. BIK, czyli Biuro Informacji Kredytowej, to przedsiębiorstwo założone przez Związek Banków Polskich i prywatne banki, którego zadaniem jest gromadzenie, integrowanie i udostępnianie danych dotyczących historii kredytowej klientów banków. Nie jest to państwowa instytucja, ale jest naprawdę godna zaufania. Sam Raport BIK to bardzo cenne źródło informacji o naszej historii kredytowej. Zawarte są tam informacje o wszystkich naszych zobowiązaniach i pokazane jest czy mieliśmy jakieś wpadki z nimi związane. Podsumowaniem takiego raportu jest ocena (ang. scoring) w skali od 0 do 100, ale to akurat według mnie najmniej istotna informacja. Koszt sporządzenia takiego raportu indywidualnego to obecnie 54 zł. Dla ciekawych jak to wygląda dostępny jest przykładowy raport. Ja z tej usługi skorzystałem dwa razy – w momencie kiedy zdecydowałem się, że biorę kredyt i rozpocząłem przygotowania (czyszczenie) oraz tuż przed złożeniem wniosków do banków, żeby sprawdzić czy wszystkie zobowiązania i karty kredytowe zostały pomyślnie zamknięte i informacja o tym została przekazana do systemu, który stanowi magistralę komunikacyjną pomiędzy bankami. Co ciekawe z pierwszego wygenerowanego Raportu BIK dowiedziałem się, że posiadam linię kredytową w BNP Paribas z (nieużywanym) limitem 4 000 zł, którą powinienem zamknąć przed przystąpieniem do ubiegania się o kredyt. Było to dla mnie spore zaskoczenie i dopiero po kontakcie z bankiem dowiedziałem się, że jest to pozostałość po jednej z moich transakcji na Allegro, w której skorzystałem z programu Raty 0%. Cóż chyba nie doczytałem wtedy wszystkich warunków umowy… Kto by czytał te wszystkie regulaminy 😅
Po takiej czystce każdy jest gotowy na zmierzenie się z analitykiem bankowym, który wyceni naszą wartość. Poetyckie prawda? Tragikomedia, esencja kapitalizmu.
Rzeczywistość (a raczej bank) potrafi zaskoczyć
Tak jak pisałem wyżej, w momencie kiedy składałem mój wniosek o kredyt w programie BK2 brały udział banki: BPS, PKO BP, Pekao SA, Santander i chyba mBank, choć tego ostatniego nie jestem pewien, bo z niego nawet nie brałem wstępnej oferty. BPS podobno w tamtym momencie już odrzucał niemalże wszystkie wnioski znajdując błahe powody, więc ten bank wykluczyliśmy na wstępie wraz z moim doradcą. Oferta Santandera była najkorzystniejsza dla mnie, Pekao to była ta bezpieczna przystań, o której mówiłem, a PKO był tym wariantem pośrednim. Co ciekawe wstępna analiza zdolności kredytowej przekraczała kwotę jaką zamierzałem wziąć na kredyt, a finalna ocena banków skończyła się tym, że z żadnego z nich nie dostałem odmowy, ale jednak każdy z nich obciął mi kilkadziesiąt tysięcy od kwoty o jaką wnioskowałem, lecz na szczęście nie na tyle, żebym nie mógł tego wyrównać zwiększając nieco mój wkład własny. Najśmieszniejsze jest to, że najmniejszą kwotę zaoferował mi bank Pekao, który od początku uznawałem za tą niekoniecznie optymalną, ale pewną opcję.
Kredyt na 20 czy 30 lat
To jeden z największych tematów spornych wśród osób dyskutujących o kredytach. Zdania są mocno podzielone. Jedni mówią, że dobry kredyt to taki, który jest zaciągnięty na maksymalnie 20 lat, podparty przynajmniej 20% wkładem własnym i którego rata miesięczna nie będzie przekraczać 20% naszych miesięcznych dochodów. Słynna zasada 20/20/20. Takie zasady są fajne, ale przeważnie weryfikuje je życie i indywidualna sytuacja kredytobiorcy. Jeżeli miałbym wyrazić swoje zdanie na temat długości okresu kredytowania na jaki należy się zdecydować to powiedziałbym, że na najdłuższy. Dlaczego? Kiedyś dobranie odpowiedniej długości było istotne, bo za wcześniejszą spłatę banki pobierały prowizje, czy też inne dodatkowe opłaty. Teraz już przepisy na to nie pozwalają, więc w każdym momencie można nadpłacić kredyt, tym samym go skracając, lub spłacić go całkowicie. Można wziąć kredyt na 30 lat i spłacić go po 20, jeżeli okaże się, że wszystko poszło zgodnie z planem i gwiazdy ułożyły się w odpowiedniej sekwencji. Jednakże nie da się zrobić odwrotnie, czyli wziąć kredyt na 20 lat i spłacać go o 10 lat dłużej. To znaczy w teorii da się, bo kredyty można refinansować innym kredytem, tj. spłacić obecny kredyt następnym kredytem, który zaciągnięty będzie na inny (dłuższy) okres, ale to już trochę jazda bez trzymanki, więc pomińmy ten temat. W skrócie, kredyt na dłuższy okres daje większą swobodę i jest swego rodzaju kołem ratunkowym zabezpieczającym na wypadek, gdyby powinęła nam się noga. Natomiast kredyt zaciągnięty na 30 lat, odpowiednio nadpłacany i w skutek tego spłacony w 20 będzie w rozliczeniu końcowym kosztował tyle samo co kredyt zaciągnięty na 20 lat i spłacony właśnie w te 20 lat. To nie wszystko. Dłuższy okres oznacza rozbicie kwoty kredytu na więcej, ale za to mniejszych rat. Szczególnie przydaje się to na początku, gdy kupimy dom w stanie deweloperskim i musimy go wykończyć. Wykończenie nie jest tanie, a kredyt trzeba spłacać, więc dobrze jest mieć na początku niższą ratę, a potem gdy już się odkujemy po prostu nadpłacać. Na koniec kolejne przypomnienie o tym, że wszystko co tutaj piszę to jedynie moje przemyślenia, a nie porady finansowe. Wierzę, że każdy kto to czyta ma swój rozum i potrafi wyrobić sobie swoje własne zdanie na ten temat.
Na co zwrócić uwagę w ofertach banków
Oferty dostaniemy w formie zależącej od stylu pracy doradcy. Mój przedstawił mi po jednej ofercie z czterech banków w schludnej tabeli, która pozwalała w wygodny sposób je porównać i mieściła się na dwóch stronach A4. Bez względu na formę oferty banków mają kilka istotnych elementów, które spróbuję wskazać i krótko omówić. Oczywiście nie będę tu udawał eksperta, więc potraktujmy to na luzie.
- Kwota kredytu – niby oczywiste, ale nawet na moim przypadku widać, że oferta banku może rozjechać się z kwotą o jaką się zawnioskowało.
- Okres kredytowania – również oczywiste, a jednak zawsze warto sprawdzić czy nikt po drodze się nie pomylił i nie wpisał innego okresu (np. 20 zamiast 30 lat).
- Prowizja – koszt niekredytowany, który ponosimy już na samym początku, w momencie uruchomienia kredytu. Bank podaje wysokość prowizji w procentach i jest to wyliczane z kwoty kredytu. Przykładowo – prowizja w wysokości 1% dla kredytu na 600 000 zł będzie wynosić 6 000 zł. Są banki, w których nie ma prowizji, ale są też takie, które określają prowizję na poziomie 0.5-1%.
- Marża – procentowy wskaźnik, który jest dodawany do stawki WIBOR i z tego wyliczana jest część odsetkowa raty. Przy kredycie opartym o program BK2 marża obowiązuje dopiero po pierwszych 120 ratach (10 latach), czyli po zakończeniu dopłat i przejściu kredytu z oprocentowania stałego na oprocentowanie zmienne. W ofertach jakie otrzymałem marże mieściły się w zakresie 1.95-2.37%.
- Oprocentowanie nominalne – oprocentowanie stałe ustalone na następne 5 lat. W okresie dopłat BK2 to oprocentowanie będzie jeszcze raz ustalane na kolejne 5 lat, a potem nie będzie już stałą wartością, bo zmieni się na zmienne i będzie wyliczane na bieżąco (w ustalonym z bankiem interwale) na podstawie marży i stawki WIBOR. W ofertach jakie otrzymałem oprocentowanie nominalne mieściło się w zakresie 6.75-7.02%.
- Używana stawka WIBOR – jak już wcześniej wspominałem stawka WIBOR jest jednym z elementów, z którego wylicza się część odsetkową raty. Na ten moment jedne banki używają stawki WIBOR3M (3-miesięczna), a inne WIBOR6M (6-miesięczna). Jednakże już słyszałem, że stawka WIBOR ma zostać zastąpiona nowym tworem o nazwie WIRON, więc tu niedługo mogą zajść spore zmiany.
- Koszt wyceny – w przypadku kredytu hipotecznego głównym zabezpieczeniem banku jest sama nieruchomość, na którą udzielany jest kredyt. Zanim bank zdecyduje czy jest to wystarczające zabezpieczenie musi ona zostać wyceniona przez rzeczoznawcę. To właśnie o cenę tej usługi tutaj chodzi. Co ciekawe niektóre banki wymagają, aby wycena była wykonana przez ich (lub wskazanego przez nich) rzeczoznawcę, a inne dopuszczają wyceny zlecone przez samego kredytobiorcę. Ten drugi wariant jest korzystny ze względu na to, że mając swoją wycenę można jej użyć do więcej niż jednego banku ponosząc koszt jednorazowo. Ja np. do Santandera i Pekao dostarczyłem swoją wycenę, za którą zapłaciłem 700 zł, ale dla PKO BP wycena już musiała być robiona przez ich rzeczoznawcę. Plusem jednak jest to, że nie muszę pokrywać kosztu tej wyceny w przypadku, gdy nie zdecyduję się na wzięcie kredytu w PKO BP.
- Ubezpieczenie na życie – chyba nie ma banku, który nie wymaga, aby kredytobiorca posiadał polisę ubezpieczeniową, jednakże tyle ile banków tyle jest podejść do tego tematów, a koszty oscylują w naprawdę szerokim zakresie. Jedne banki wymagają ubezpieczenia, które same zapewniają. Inne wymagają tego ubezpieczenia tylko przez pierwsze np. 5 lat, a potem można ubezpieczyć się w innym towarzystwie. Są też takie, które od początku pozwalają kredytobiorcy ubezpieczyć się we własnym zakresie, ale przeważnie minimalne warunki jakie musi spełniać ta polisa są ustalone przez bank. Nie jestem tutaj w stanie wskazać nawet rzędu wielkości kwot jakich należy się spodziewać. To co mogę powiedzieć to, że przeważnie ubezpieczenie na życie jest traktowane jako koszt kredytowany, a więc jest on rozbity i dołączany do każdej raty, a nie płacony na raz.
- Gwarancja wkładu własnego – zrozumienie tego mechanizmu zajęło mi trochę czas i nawet nie wiem czy będę w stanie to wyjaśnić w sposób zrozumiały. Spróbuję! Chodzi o to, że zostało przyjęte iż wkład własny musi wynosić min. 20%, czyli jak kupujemy dom za 750 000 zł (100%) to 150 000 zł (20%) to wkład własny, a 600 000 zł (80%) to pieniądze pochodzące z zaciągniętego kredytu. Jednakże co w przypadku, gdy chcemy kupić dom za 720 000 zł (100%) i mamy tylko 120 000 zł (16.7%) wkładu własnego, a kredyt chcemy wziąć w wysokości 600 000 zł (83.3%)? Czy jest taka możliwość skoro proporcja się rozjechała? W teorii tak i jest to właśnie możliwe dzięki gwarancji BGK (skr. Bank Gospodarstwa Krajowego). Gwarancja polega na wyrównaniu różnicy proporcji pomiędzy wkładem własnym i wielkością kredytu, która powinna wynosić 20/80%. W prezentowanym przykładzie wkład własny stanowi 16.7%, a powinien 20%, więc różnica wynosi 3.3%. Teraz bierzemy te 3.3% z kwoty 720 000 zł, co daje nam kwotę 23 760 zł. Gwarancja BGK obowiązuje do kwoty 100 000 zł, a koszt zabezpieczenia takiej sumy jaki trzeba ponieść to 1000 zł. Dla prezentowanego przypadku oblicza się to proporcjonalnie, czyli dla 23 760 zł będzie to 237.60 zł. Gwarancja ta jest kosztem niekredytowanym, więc ponosimy go na samym początku, w momencie uruchomienia kredytu, czyli tak jak w przypadku prowizji.
- Ubezpieczenie nieruchomości – przed udzieleniem kredytu bank dokonuje wyceny nieruchomości sprawdzając w ten sposób, czy zastawiane aktywo ma wartość odpowiadającą temu ile pieniędzy pożycza na jej zakup. Pisałem o tym przy okazji omawiania kosztów wyceny. Następnym krokiem jest zabezpieczenie się przed sytuacją, w której dane aktywo traci na wartości np. poprzez ulegnięcie zniszczeniu w skutek pożaru. Od tego właśnie jest ubezpieczenie i chyba we wszystkich bankach jest ono wymagane. Sytuacja z ubezpieczeniem nieruchomości jest podobna do ubezpieczenia na życie kredytobiorcy. Banki mają różne podejście. Jedne narzucają swoje. Inne wymagają swojego tylko na początku, a potem dają wolną rękę. A inne zostawiają kredytobiorcy możliwość ubezpieczenia nieruchomości na własną rękę. Jednakże w każdym z tych przypadków bank ma swoje zasady definiujące jaka ma być minimalna ochrona.
- Ubezpieczenie od utraty pracy – myślę, że tego nie trzeba wyjaśniać, bo sama nazwa mówi już wszystko. Mogę tylko dodać, że nie wszystkie banki wymagają tego ubezpieczenia. Jak robiłem wstępne badanie swojej zdolności kredytowej tylko PKO BP tego wymagał, ale w finalnej ofercie już tego nie było.
- Ubezpieczenie pomostowe – to rzecz, która powoli odchodzi już w niepamięć, ale jednak jeszcze zdarza się, że występuje w ofercie niektórych banków. W moim przypadku spotkałem się z tym w ofercie Santandera. Ubezpieczenie pomostowe jest chwilowym podwyższeniem marży (np. o 0.5%) i ma zastosowanie, gdy kupimy dom/mieszkanie od dewelopera i nie jest ono jeszcze gotowe, więc nie można jeszcze dokonać przeniesienia własności, a tym samym wpisać hipoteki w księdze wieczystej, co ma stanowić zabezpieczenie banku. Po dokonaniu odpowiedniego wpisu pieniądze wpłacone jako ubezpieczenie pomostowe zostają zwrócone.
- Wymaganie dot. konta w danym banku – nie wiem czy we wszystkich bankach, ale myślę, że w zdecydowanej większości konieczne jest nie tylko otwarcie konta, ale także to, że z takiego konta pobierane są automatycznie raty kredytu, dlatego istotne jest, żeby znajdowały się na nim odpowiednie środki w odpowiednim czasie. Do tego niektóre banki wymagają, aby na takie konto wpływało wynagrodzenie od naszego pracodawcy.
- Karta kredytowa – jest często proponowana jako produkt dodatkowy do kredytu, a zachętą jest obniżenie marży o nawet kilka dziesiątych punktu procentowego.
- Zasady wcześniejszej spłaty kredytu – tutaj nie powinno być żadnych zaskoczeń, bo jakiś czas temu weszły przepisy regulujące to, że bank nie może pobierać żadnej dodatkowej opłaty czy prowizji za wcześniejszą spłatę całego lub części kredytu.
SpeX
A ja słyszałem właśnie na odwrót. Iż najlepiej mieć właśnie rozbudowaną historią kredytową (ale dobrą), i nie koniecznie z rat ale właśnie z karty kredytowej.
Tomasz Dunia
Jeden rabin powie tak, a drugi na odwrót 😁