🇵🇱->🇬🇧 Go to english version of this post / Przejdź do angielskiej wersji tego wpisu
Różne modele iPhone były ze mną naprawdę długo. Przeszedłem przez SE 1. i 2. generacji, 11, 12 Mini, 13 Pro Max i wychodzi na to, że moim ostatnim iPhone’m był 15 Pro… a przynajmniej do czasu aż Apple zrobi składane telefony, które po złożeniu będą wielkości normalnego telefonu, a po rozłożeniu przynajmniej 7-8″ tabletu. Jest wiele plotek, że Apple pracuje nad takim urządzeniem. Najnowsze twierdzą, że premiera może nastąpić w drugiej połowie 2026. Cóż, nie ma w tym temacie żadnych konkretów, a moja cierpliwość się skończyła. Do tego mam świadomość, że nawet jeżeli Apple wyda składaka to będzie on kosztował 20 000 zł.
Po tym wstępie już się pewnie domyślasz, drogi Czytelniku, że tytułowym złamasem, dla którego zrezygnowałem z telefonu od Apple jest Samsung Galaxy Z Fold.
Problem ekosystemu
Przez te wszystkie lata wsiąkłem bardzo głęboko w ekosystem Apple. Wszystkie zdjęcia trzymałem w iCloud, tak samo jak notatki, przypomnienia, kalendarze, informacje o kontaktach, a do tego cały pakiet biurowy. Wszystkie zestawienia np. inwestycyjne czy kosztorysy wykończenia domu trzymałem właśnie w Numbers. Było to szalenie wygodne, szczególnie mając wszystkie inne urządzenia również z logiem jabłka – tablet (iPad) i laptop (Macbook Air M1). Do tego jakiś czas temu udało mi się przekabacić żonę, która z zatwardziałej androidziary stała się sadowniczką i to może nawet już teraz bardziej zagorzałą ode mnie. To sprawiło, że ekosystem zassał mnie jeszcze bardziej, bo w iCloud miałem już nie tylko swoje dane, ale także te współdzielone. To czego używaliśmy najintensywniej to wspólne albumy na zdjęcia dzieci oraz listy zakupowe. Teraz, gdy przesiadłem się na urządzenie Samsung’a, zderzyłem się z rzeczywistością jak z betonową ścianą. Pomijam już fakt, że konieczne jest przeniesienie wszystkiego do nowych aplikacji, które tym razem wybieram już multiplatformowe. Najgorsze z tego wszystkiego jest to, że Apple robi wszystko, żeby utrudnić lub wręcz uniemożliwić taki eksport. Dopiero teraz zrozumiałem co to znaczy prawdziwie zamknięty ekosystem. Najlepsi hejterzy Apple nazywają to, zdaje się, złotą klatką i w sumie jest to chyba celne określenie.
Zacząłem od kontaktów. W zasadzie są dwa wyjścia. Pierwsze z nich to eksport całej listy do pliku .vcf i przerzucenie na nowe urządzenie. Tutaj kolejne zdziwienie, bo przecież nie zrobię tego przez AirDrop. A to szok i niedowierzanie… Druga opcja to synchronizacja listy kontaktów z kontem Google. Ogólnie z listą numerów poszło mi sprawnie, więc nie mogę narzekać.
Jako następne na tapet trafiły kalendarze. Poszedłem na łatwiznę i po prostu zsynchronizowałem oba telefony z tym samym kontem Google (ha tfu). Na początku miałem spore opory, bo niezbyt ufam Google, ale finalnie stwierdziłem, że już jestem za stary na to, żeby dalej być wojownikiem o prywatność w Internecie. Jako stare próchno stawiam wygodę ponad to i to o kilka szczebli wyżej. Wiem, wiem, shame on me, lamus ze mnie i takie tam. Poza tym o jakim walczeniu z Google w ogóle tutaj mowa skoro właśnie nabyłem telefon z systemem operacyjnym od tego molocha. Przecież nawet jakbym nie dał im dostępu do kalendarza w ten sposób to i tak wiedzą o mnie wszystko, a nawet więcej, bo Gemini AI na bazie swoich analiz jest w stanie przewidzieć lepiej ode mnie co za chwilę zrobię.
Przypomnień (Reminders) nie udało mi się oczywiście przenieść w żaden sposób, więc musiałem przeklepać je ręcznie. Na całe szczęście te bardziej istotne rzecz trzymałem po prostu w kalendarzu. To czego do tej pory jeszcze nie rozgryzłem to folder z listą rzeczy do kupienia w sklepie, który współdzieliłem z moją żoną. Jak pomyślę, że znowu będę musiał ją przekonywać do używania jakiejś innej aplikacji to chyba wolę wrócić do średniowiecznego rozwiązania z żółtą karteczką i długopisem.
Zdjęcia… To czego współdzielenie w iCloud działało zdecydowanie najlepiej. Gdy rodzi Ci się dziecko, szczególnie pierwsze, to generujesz petabajty zdjęć na okoliczność tego, że dziecko zrobiło dziwną minę, lub filmów, na których puściło swojego pierwszego bąka. Nie inaczej było w przypadku moim i mojej żony. Było tego tak dużo, że dość szybko odkryłem, że album współdzielony ma limit multimediów, które można do niego wrzucić i jest to bodajże 5000 (nie pamiętam dokładnie) zdjęć lub filmów. Dlatego tutaj krótki przerywnik na protip – podziel albumy na roczniki lub jeżeli i to Ci nie pomoże to na kwartały. Wracając do tematu. Mam przebłysk pomysłu jak rozwiązać ten problem, ale jeszcze nie wiem jak mi to wyjdzie. Posiadam już dość starego NASa od Synology, a konkretnie model DS220j z dwoma 4-terabajtowymi dyskami w środku połączonymi w RAID. Przed przeprowadzką usunąłem z niego wszystkie dane, przywróciłem ustawienia fabryczne i przeznaczyłem na sprzedać, ale jednak chyba go zachowam i postawię cały system jeszcze raz. Jednakże do tego potrzebny jest mi internet światłowodowy, a nie badziewna radiówka, która w porywach daje mi przesył 2.5 MB/s. Na szczęście to już (mam nadzieję) nie potrwa długo, bo infrastruktura została doprowadzona do mojego domu i została sama biurokracja. Wcześniej NAS służył mi tylko jako miejsca na kopie zapasowe zdjęć i dysk sieciowy. Pytanie jak sprawdzi się jako sieciowa galeria zdjęć pracująca w czasie rzeczywistym. Wiem, że Synology dostarcza szereg aplikacji mobilnych, między innymi właśnie do zdjęć, ale jak to będzie działać to już pewnie zrecenzuję w oddzielnym wpisie. Póki co przerzuciłem jedynie zdjęcia i filmy z jednego urządzenia na drugie przy użyciu aplikacji Smart Switch od Samsung’a i przyznam, że zadziałało to całkiem przyjemnie. Realizowałem to podłączając do siebie dwa telefony przy pomocy kabla USB-C.
Notatki… Tu pozostaje zapalić tylko znicz. Nie mam złudzeń, że uda mi się w jakikolwiek sensowny sposób wyeksportować wszystkie notatki z Apple Notes. Na tyle na ile udało mi się już zbadać sytuację to jedyną opcją jest wyciągnięcie ich jako pliki PDF, ale zdaje się, że nie da się tego zrobić zbiorczo i konieczne jest eksportowanie notatki po notatce. Jeżeli faktycznie tak jest i nie da się tego zautomatyzować to będę musiał niestety poświęcić na to kilka wieczorów, przejrzeć wszystkie, odsiać te naprawdę przydatne i przenieść je. Wydaje mi się, że nie byłoby tego dużo, gdybym w Apple Notes nie trzymał skanów absolutnie wszystkich moich zakupów z X lat. Tych paragonów i faktur jest naprawdę sporo i są to dane, które przenieść po prostu muszę.
Na koniec to co zszokowało mnie najbardziej. Wydawałoby się, że komunikatory, a konkretniej Signal, powinny być raczej (a może zdecydowanie) rozwiązaniami multiplatformowymi. Cóż… Będąc na iOS skomunikujesz się przez Signal’a z kimś na Android’zie, ale nie da się przenieść w zupełności swojego konta wraz ze wszystkimi wiadomościami z jednego systemu na drugi. Po prostu jest to niemożliwe. Konieczne jest rozpoczęcie tak jakby od nowa na Android’zie i skutkuje to całkowitym odłączeniem od konta iPhone’a, który wcześniej był głównym urządzeniem. Tak, więc straciłem całą historię rozmów, a wszystkie moje kontakty otrzymały komunikat, że zmieniły się moje klucze bezpieczeństwa i powinni rozważyć czy dalej mogą mi ufać. To akurat dobre zabezpieczenie.
Z przeniesieniem pozostałych rzeczy nie miałem raczej żadnych problemów. Co prawda nie używałem systemu do automatycznej migracji, bo postanowiłem, że zmiana systemu jest tym momentem, w którym muszę w końcu nieco zrezygnować z wygody i postawić wszystkie od nowa. Przesiadka z jednego iPhone na drugi była na tyle łatwa i przyjemna, że nigdy nie chciało mi się tego robi ręcznie, a jednak trzeba przyznać, że ciągłe zamiatanie bałaganu pod dywan nie jest najlepszym rozwiązaniem. Tak, więc teraz mam czystą kartę i dobrze mi z tym.
Android nie jest taki zły jak go zapamiętałem
System z logo zielonego robocika to już nie to co kiedyś. Nie używałem go naprawdę długo i przyznam, że już pierwsze minuty od uruchomienia Samsunga wymazały wszystkie złe wspomnienia z nim związane. Samsung’owe One UI naprawdę daje radę. Jest wydajne, atrakcyjne wizualnie i przyjazne w użytkowaniu. Spodziewałem się lekkich problemów z przyzwyczajeniem się do innego układu, ale byłem w błędzie. Widać, że wiele mechanizmów jedni kopiują od drugich i tak naprawdę jest pod różnymi nazwami dostajemy bardzo podobne produkty. To fajnie, bo od razu czułem się jak ryba w wodzie. Wiadomo, że część interfejsu jest inna, bo każdy z producentów ma swoje autorskie rozwiązania, ale naprawdę łatwo idzie się przestawić.
Procesor Snapdragon 8 Gen 3 i 12GB RAM’u to połączenie, które zasuwa i nie byłem go do tej pory w stanie zatrzymać w żaden sposób. Z Fold obsługuje multitasking, bo na jeden ekran można sobie wrzucić nawet do trzech aplikacji jednocześnie i to nie zatrzymuje tego telefonu w żaden sposób. Wydaje mi się, że doszliśmy już do wydajnościowego poziomu, w którym dla standardowego użytkownika nie ma już tych wolniejszych i szybszych telefonów.
Dla Androida standard, na iOS nie do pomyślenia
Jednym z największych plusów Androida jest to, że w przeciwieństwie do iOS pozwala na szeroką konfigurację niemalże wszystkiego. Apple narzuca wiele rzeczy w trybie “bo tak ma być i ch…” i nie ma wielu przydatnych funkcji, które na Android’zie po prostu są standardem i zwykli użytkownicy nawet nie wiedzą, że mogłoby ich nie być, bo zauważą je dopiero Ci, którzy przesiadają się z iOS. Doskonale widać to w komentarzach pod relacjami z konferencji, na których Apple prezentuje “nowe i rewolucyjne” funkcje kolejnej iteracji iOS, a Android’ziarze piszą “pozdrawiamy, u nas od 20 lat to mamy”.
Mowa tutaj nawet o takich pierdołach jak dolny pasek z przyciskami do nawigacji (ostatnio używane aplikacje, home i wstecz). W iOS nawiguje się przy pomocy gestów. Wstecz to przeciągnięcie od lewej krawędzi w prawo, Home to ruch od dołu, a do listy ostatnio używanych aplikacji można wejść przeciągając od dołu, ale nie tak zamaszyście jakby się chciało użyć Home. Przyzwyczaiłem się do tego z czasem, jednakże nigdy nie była to moja ulubiona forma nawigacji. Android natomiast daje możliwość wyboru. Można nawigować podobnie jak na iOS lub korzystać ze starych dobrych przycisków na dole. Małe, ale cieszy.
W starych modelach iPhone użytkownik uwierzytelniał się przy pomocy TouchID, czyli odcisku palca. Działało to świetnie i naprawdę krzywo patrzyłem na prezentację nowego sposobu odblokowywania poprzez rozpoznawanie twarzy – FaceID. Z czasem zarówno ja jak i ogół użytkowników przekonaliśmy się do FaceID i stało się to jedną z koronnych funkcji iPhone’a. W mojej ocenie jest to mechanizm, który działa rewelacyjnie i co najważniejsze mam do niego sporo zaufania. Obawiałem się, że ten aspekt będzie jedna z większych pięt achillesowych Samsung’a. Okazuje się jednak, że Z Fold ma czytnik linii papilarny zintegrowany z przyciskiem power i działa to naprawdę dobrze, a do tego możliwe jest także włączenie rozpoznawania twarzy. Działa ono zarówno z kamerką znajdującą się nad ekranem głównym (tym, którego używa się, gdy telefon jest złożony) jak i tą zabudowaną pod ekranem wewnętrznym. Co, więcej obie metody działają symultanicznie i całkiem przyjemnie się uzupełniają. Kolejny przypadek, w którym Samsung daje możliwość wyboru i oferuje więcej niż jeden “jedyny słuszny” sposób. Nie jestem w stanie wypowiedzieć się na temat porównania bezpieczeństwa rozwiązań od Apple i Samsunga. Wiem, że FaceID jest naprawdę bezpieczne, ale o mechanizmie rozpoznawaniu twarzy od Samsunga nie wiem nic. Czy bliźniak, gdybym takowego miał, odblokuje mój telefon?
One UI ma więcej całkiem ciekawych funkcji, których nie sposób doświadczyć na iOS. To co pierwsze przychodzi mi na myśl to wysuwany z prawej strony panel boczny z najbardziej przydatnymi aplikacjami. Do tego wszystkie funkcje AI i ich integracja z systemem. Wyszukiwanie na podstawie zawartości ekranu, wycinanie, tłumaczenie tekstu, korekta pisowni albo w ogóle redagowanie całych wypowiedzi na bazie krótkiego prompt’a. Jest tego naprawdę mnóstwo i działa to nieźle, a co najważniejsze jest pełne wsparcie dla języka polskiego. Samsung pomyślał nawet o tym, żeby wywoływać interakcję z asystentem poprzez przytrzymanie przycisku power. I to nie koniec zaskoczeń, bo zamiast wywołania w ten sposób domyślnego Bixby (wtf?!) można podpiąć tutaj Perplexity, ChatGPT czy Gemini. Ja jako zadowolony użytkownik Perplexity Pro wybrałem właśnie tę opcję i muszę przyznać, że działa to świetnie i bardzo doceniam fakt, że najnormalniej w świecie dano mi możliwość wyboru tego co wolę. Na iOS nie do pomyślenia, bo tam otrzymałbym w najlepszym wypadku upośledzoną Siri.
Myślę, że znalazłbym tego znacznie więcej, ale nie chcę sztucznie przedłużać tego wpisu. Wydaje mi się, że wystarczająco wyraziłem już swój punkt widzenia.
iPhone też ma swoje zalety
Nie chcę zabrzmieć jak ktoś kto przełożył wajchę z jednej strony na drugą i z wielkiego fana Apple stał się jego największym krytykiem w przeciągu 5 minut. Piszę o tym wszystkim na świeżo, bo jest to dla mnie niepowtarzalny czas, w którym przez krótki moment mam styczność z obydwoma systemami na raz i jestem w stanie je porównać. Różnice, które staram się wychwycić mogą się wydawać dolewaniem zimnej wody do wrzącego na patelni oleju, jakim jest odwieczna wojna robot kontra jabłko. W praktyce naprawdę staram się być obiektywny, dlatego teraz napiszę co według mnie w iPhone jest lepsze lub czego najzwyczajniej mi brakuje po przesiadce na urządzenie konkurencji.
Zapewne według niektórych następnym stwierdzeniem sięgnę dna, ale i tak to powiem – bardziej ufam Apple niż Google. Wiem, że to jak wybór pomiędzy kiłą a cholerą, ale jednak tak uważam, nawet pomimo tym wszystkim dziwnym akcjom, które odwalają sadownicy. Dlatego, jeżeli chodzi o moje dane to wolałbym powierzyć je Apple. Do samego Samsung’a mam ambiwalentne podejście, ale jednak rozmawiamy tutaj głównie o oprogramowaniu, a nie o sprzęcie, a to w oprogramowaniu zagnieżdżone jest wiele rzeczy od Google. Można nie używać GMaps, GKeep, Gmail’a czy GCalendar, ale i tak używa się systemu, który w praktyce jest ich i nie ucieknie się od tego.
To co jest zdecydowanie na plus dla iPhone’a (15 Pro) względem Samsung’a Galaxy Z Fold 6 to jego oczy i głos, czyli aparaty i audio. Zarówno jedno jak i drugie to moje subiektywne opinie, ale wydaje mi się, że jeżeli chodzi o robienie zdjęć to zwykłemu Kowalskiemu dużo łatwiej będzie zrobić dobre zdjęcie iPhone’m niż Samsung’iem, szczególnie w gorszych warunkach oświetlenia. Doszedłem do takiego wniosku robią wczoraj zdjęcie córci, którą dopiero co uśpiłem i urzekł mnie jej niewinny wyraz twarzy ledwo widoczny w delikatnym świetle lampki nocnej. Dla jasności, oba telefony robią fenomenalne zdjęcia, ja jednak uważam, że te robione iPhone’m są ładniejsze. Co do kodeków i ogólnie dźwięku to żaden ze mnie audiofil, ale jeżeli nawet ja słyszę różnicę w dźwięku przesyłanym przez Bluetooth czy to na słuchawki Airpods, których używałem z iPhone’m i używam ich dalej z Samsung’iem, czy na zestaw głośników samochodowych to znaczy, że ta różnica naprawdę występuje i znowu uważam, że szala przechylona jest na stronę iPhone’a. Nie wiem jaka technologia stoi za kodekami Apple, ale jakbym miał użyć dwóch słów to bym powiedział – bardziej i lepiej.
Gdy pierwszy raz uruchomiłem Sklep Play to uderzyła mnie ilość reklam i agresywnych “podpowiedzi” sponsorowanych jakie są tam wyświetlane oraz nieczytelność interfejsu. Wyszukując aplikację po nazwie w wynikach dostajemy następującą sekwencję:
- sponsorowane
- najlepiej dopasowany wynik (jeden!) wyszukiwania, który nie zawsze jest tym czego szukam
- sponsorowane
- wydarzenia ograniczone czasowo, czyli jeszcze bardziej ponaglające Cię sponsorowane
- więcej wyników, w których może być to czego szukam o ile wyszukiwarka w punkcie 2. wyżej nie pokazała mi tego czego potrzebowałem
App Store jest bardziej przyjazny w tym aspekcie i do tego klarowniej przedstawia jakie dane zbiera o mnie dana aplikacja oraz jakie dodatkowe koszty trzeba ponieść po jej zainstalowaniu.
Wbudowany pakiet biurowy i inne aplikacje od producenta to to co jest jednocześnie największą zaletą iOS, ale także skuteczną pułapką. Pisałem już o tym wcześniej, że jest to jak złota klatka. Jeżeli nie planuje się ucieczki z ekosystemu Apple to posiadanie darmowego dostępu do wszystkich tych narzędzi jest naprawdę na duży plus.
Protip dla iMessage
W ogóle na to nie wpadłem, ale przed przełożeniem karty SIM do nowego telefonu trzeba dezaktywować iMessage. Szczególnie jeżeli mowa tu o eSIM, a nie fizycznej karcie, bo po aktywacji w nowym telefonie stara automatycznie przestaje działać. Problem tutaj jest taki, że jeżeli się o tym zapomni, tak jak ja to zrobiłem… to iMessage jest dalej aktywne i na nowym telefonie z Androidem nie będzie się w ogóle otrzymywało wiadomości SMS od ludzi, z którymi wcześniej rozmawiało się poprzez iMessage. Ich wiadomości po prostu będą trafiały w próżnię lub na inne urządzenia, na których mieliśmy skonfigurowane iMessage. Ja zorientowałem się dopiero mniej więcej po tygodniu, gdy kolejni znajomi zaczęli mi mówić “ej, no przecież pisałem/am Ci o tym!”. Jednakże dla zapominalskich jak ja, którzy na wariata przerzucili kartę na nowy telefon, istnieje koło ratunkowe. Wystarczy wejść na stronę Deregister iMessage, przejść do sekcji “No longer have your iPhone?”, wybrać kraj, podać swój numer telefonu, przepisać CAPTCHA i nacisnąć “Send Code”. Po chwili w wiadomości SMS (już na nowym telefonie) otrzymamy bodajże 6-cyfrowy kod, który należy przepisać do okienka na dole i zatwierdzić. Jeżeli wszystko zrobiliśmy poprawnie to od tego momentu iMessage powinno zostać całkowicie dezaktywowane dla naszego numeru telefonu, a więc wszystkie wiadomości będą już przychodzić w formie normalnych SMSów na nowy telefon z Androidem.
Dobra zmiana?
No ja jestem podjarany, ale przemawiają przeze mnie czyste emocje. Myślę, że trudno mi się dziwić, gdyż nie tylko mam po prostu nowy telefon, ale także obcuję z zupełnie nowym (dla mnie) rodzajem urządzenia. Jest to hybryda, która jest jednocześnie smartfonem i tabletem. Ludzie, w tym ustrojstwie zgina/składa się ekran, co sprawia, że tablet mieści mi się do kieszeni. Wiem, że to żadna nowinka, bo urządzenia tego typu istnieją nie od dzisiaj i nie od wczoraj, ale dla mnie to zupełna nowość. Ewidentnie nie tylko dla mnie jest to rewolucja, bo o ile większość ludzi kojarzy o co chodzi to i tak są ciekawi tego urządzenia. “Kupił, żeby szpanować”, pewnie że tak, ale też z ciekawości, bo cierpliwość w oczekiwaniu na składak od Apple po prostu mi się wyczerpała.
W następnym wpisie będzie pewnie trochę więcej o samym Samsung’u Galaxy Z Fold 6. Ten miał być krótkim wstępem, a jak zwykle wyszła mi z tego kobyła.
zakius
cóż…
android jest jaki jest, ale gdy się nie ma konkurencji to po co się starać? ostatnia realna poprawa nastąpiła jakieś 5 lat temu, może trochę więcej, ale skoro nikt nawet nie próbuje rywalizować to naprawdę się korpomenedżerom nie dziwię, osoby na takich stanowiskach mają inaczej skonstruowane mózgi i dla nich nie ma być dobrze, bo dobrze w końcu się zatrzymuje, ma być inaczej niż przed rokiem i tyle
“ekosystem” i apple w ogóle mają pewne zalety, ale najczęściej są to dodatki, z których ucieszysz się raz na rok, na dekadę, albo i raz w życiu, a niedopracowane podstawy doskwierają stale
co do składaków, nie wydaje mi się to możliwe, ale jak ktoś kiedyś wyda model wielkości takiego s4 mini, który się rozkłada do 10″ tabletu 3:2 to to nabierze sensu, a tak 2 dedykowane urządzenia po prostu sprawdzają się lepiej
tak… szkoda, że tylko jelly max jest na rynku jako smartfon, ale co zrobisz?
a tak na sam koniec: żaden telefon, phablet itp. nie robi zdjęć fenomenalnych, 99% nie robi nawet akceptowalnych, chociaż w pełni statyczne ujęcia da się odratować algorytmami, robiąc wiele krótkich naświetlań,żeby zminimalizować ich rozmycia, składając do kupy z odpowiednią korekcją pozycji można uzyskać naprawdę fajne efekty
ale jeśli cokolwiek w scenie się porusza cały misterny plan…